Świat dziecka jest dziś pusty, rodzice w pracy, z jednej biegną do drugiej, a jak z niej wracają, siadają do komputera i mówią: “nie przeszkadzaj mi”. Wszyscy odgradzają się od świata smartfonami, nie potrafią już rozmawiać ze sobą – mówił jeszcze przed pandemią prof. Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Z przeprowadzonych w bieżącym roku badań przez dr n. med. Magdalenę Gawrych, psychoterapeutkę na temat stanu psychicznego starszych nastolatków po wielotygodniowym zdalnym nauczaniu, wyłaniają się zatrważające wnioski: – Przerażające i adekwatne do całej sytuacji może być to, że dziś, jak wynika z badania, najbardziej wspierającymi dla starszych nastolatków (aż 50 procent) są najbliższy przyjaciel lub przyjaciółka. Matka? Ją jako osobę, która wspiera, wybrało 31 procent uczniów. Ojca – tylko co dziesiąty.
Innymi słowy, nastolatki mogą teraz przede wszystkim liczyć na przyjaciela, z którym i tak najczęściej się nie spotykają. Odsunięcie młodzieży od szkoły, od rówieśników oznacza odsunięcie ich od ich najważniejszych źródeł wsparcia – zauważa psychoterapeutka M. Gawrych.
Dlaczego rodzice wiedzą tak mało o problemach swoich dzieci?

Lucyna Kicińska, koordynatorka programu pomocy telefonicznej w rozmowie z Martą K. Nowak z OKO.press w sierpniu 2019, czyli tuż przed pandemią przyznała: – Niektórzy nie są w stanie dopuścić do siebie myśli, że ich dziecko może tak strasznie cierpieć. Inni naprawdę niczego nie zauważają, a dzieci często wolą nie mówić o swoich problemach. Dlaczego? Niektóre boją się odrzucenia. Rodzic – szczególnie taki, który sam odnosi sukcesy i poświęca dziecku uwagę tylko gdy, ono coś osiąga – wydaje dziecku się ideałem, który zasługuje na idealną córkę/idealnego syna. Nie chcą więc pokazać, że są gorsze, że sobie nie radzą. Zdarza się też, że po prostu nie są gotowe opowiedzieć o tym, co przeżywają. Inne odruchowo chronią rodzica. Słyszą od niego o tych wszystkich problemach w pracy, nasłuchają się tego polskiego marudzenia przy obiedzie i myślą: jaka tragedia, przecież nie mogę im teraz dowalić, ja się lepiej zabiję. Jestem tylko dodatkowym problemem. Innym problemem jest rozbieżność między tym co dziecko chce powiedzieć, a tym co mówi. – Jedna dziewczynka zadzwoniła bardzo rozgoryczona, żeby nas przekonać (to bardzo częsta sytuacja), że nie ma po co żyć, bo nawet mama ją odrzuciła. A ona przecież wysyła tak jasne sygnały, że chce się zabić! Dopytaliśmy. Okazało się, że sygnał polegał na tym, że wpatrywała się w mamę znacząco i mrugała powiekami SOS alfabetem Morse’a – dodała L. Kicińska.
Z przedstawionych wypowiedzi wynika, że więzi rodziców z dziećmi są coraz słabsze. Być może wielu rodziców zapomina, albo nie do końca sobie uświadamia, że wychowywanie dzieci jest procesem długotrwałym i bardzo wymagającym.To rodzice odpowiadają za jakość relacji z dzieckiem, to rodzice muszą zadbać o bezpieczeństwo dziecka w wymiarze ekonomicznym i psychicznym. Od najmłodszych lat dziecko uczy się interakcji społecznych i pierwszymi przewodnikami w sztuce komunikacji i empatii są właśnie rodzice. Nastolatki bez względu na to w jakim są wieku, potrzebują rozmów z rodzicami, pragną być wysłuchani i pragną wsparcia. Pragną zapewnienia, że są kochani, że są ważni, że zawsze zostaną wysłuchani. Rodzic, który nie buduje prawidłowej relacji z dzieckiem będzie miał problem z dostrzeżeniem pierwszych symptomów depresji i innych problemów u swojego dziecka. Taki rodzic nawet nie zauważy, kiedy straci kontakt z dzieckiem.
Powie potem: nie poznaję własnego dziecka. Ale tego dziecka nikt w nocy nie podmienił, ono rozchodziło się z rodzicami od lat i to nie jego wina, bo to rodzic musi o więź z dzieckiem zabiegać i uczyć jej. Wychowanie to proces aktywny – wskazała L. Kicińska.